Schron to prężnie działające wildeckie centrum kultury. Fot. Ł. Gdak
Na ulicy Rolnej dominuje zabudowa powojenna. Fot. Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków

Schron Kultury Europa - mocny głos z Rolnej

Na pierwszy rzut oka blok, który ciągnie się południkowo wzdłuż ulicy Rolnej od skrzyżowania z ulicą Hetmańską, niczym specjalnie się nie wyróżnia– nie licząc długości (ma blisko pół kilometra) i cofniętej dolnej kondygnacji z betonowymi filarami w kształcie litery V. Początkowo należał on do Zakładów HCP, później, w latach 90., na fali przemian własnościowych powstała tutaj niewielka spółdzielnia mieszkaniowa. Wydawałoby się, że to historia jakich wiele. Prawdziwe unicum kryje się jednak w podziemiach budynku, gdzie mieści się zimnowojenny schron. Wbrew pierwotnej funkcji nie zabezpiecza on już mieszkańców na wypadek wojny, lecz jest siedzibą lokalnego, oddolnego centrum kultury. W Schronie Kultury Europa odbywają się koncerty, spotkania, prelekcje, funkcjonuje sala prób dla muzyków, jest też siłownia i stół do ping-ponga. Swoją pracownię malarską urządził tu Jerzy Łuczak. Miejsce z jednej strony integruje lokalną społeczność, złożoną w dużej mierze z mieszkańców spółdzielni, z drugiej zaś jest otwarte dla każdego.

Do dziś zabytkowych słupów ogłoszeniowych, jak ten z ulicy Różanej, zachowało się w Poznaniu zaledwie kilka. Fot. Ł. Gdak

Słup ogłoszeniowy na Różanej – Informacja na okrągło

W połowie XIX wieku niemiecki wydawca i drukarz Ernst Litfaß zaczął rozstawiać w rożnych częściach Berlina słupy ogłoszeniowe własnego pomysłu. Miały one na celu ukrócenie procederu oplakatowywania przestrzeni miejskiej gdzie popadnie i bez kontroli lokalnych władz. Z drugiej strony chodziło o zagwarantowanie ogłoszeniodawcom, że przez czas najmu ich plakaty nie zostaną zakryte afiszami konkurencji. Z czasem „słupy Litfaßa” stały się bardzo popularne w innych miastach, zawitały także do Poznania. Cześć z nich miała charakterystyczny kształt – ustawione na sobie betonowe kręgi zwieńczone betonową kopułą z metalową różą wiatrów na szczycie. Do dzisiejszych czasów takich zabytkowych słupów zachowało się w Poznaniu ledwie kilka, w tym jeden na Wildzie na skrzyżowaniu ulic Różanej i Górnej Wildy.

Niezwykła forma budowli nawiązuje to architektury renesansu. Fot. Ł. Gdak

Stacja Transformatorowa - przemysłowy renesans

Architektura techniczna Wildy nieraz potrafi zaskoczyć swoim estetycznym wyrafinowaniem. W bezpośrednim sąsiedztwie Zakładów HCP przechodnie mogą natknąć się na budyneczek przypominający niewielki zamek. To stacja transformatorowa SN/nn, która niegdyś zasilała pobliskie zakłady i budynki mieszkalne. Budowla powstała w 1926 lub 1927 roku, a niezwykłą formę, nawiązującą do rezydencjonalnej architektury renesansu, nadał jej Stanisław Kirkin, architekt i urbanista projektujący wiele obiektów użyteczności publicznej w przedwojennym Poznaniu. To jeden z ciekawszych przykładów maskowania nowoczesnych konstrukcji technicznych historyzującą szatą stylową.

W przeszłości mecze rozgrywane na stadionie przyciągały dziesiątki tysięcy widzów. Fot. Biuro miejskiego Konserwatora Zabytków
Współcześnie stadion staje się w spontaniczny sposób enklawą zieleni. Fot. Ł. Gdak
Krótko po otwarciu stadionu trzeba było zamknąć źle wybudowaną trybunę honorową. Fot. Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków
Stadion był jedną ze sztandarowych inwestycji miejskich okresu międzywojennego. Fot. Biuro miejskiego Konserwatora Zabytków

Stadion im. 22 lipca/E.Szyca - arena sportu i dożynek

Wielu poznaniaków łączy z Wildą wspomnienia gorących sportowych emocji związanych z funkcjonującym tu przez lata stadionem miejskim. Jego powstaniu pod koniec lat 20. XX wieku towarzyszył wielki pośpiech. W konsekwencji podczas inauguracji trybuna honorowa o mało nie zawaliła się na prezydenta RP Ignacego Mościckiego. W latach powojennych stadion wielokrotnie przebudowywano i modernizowano. Dziesiątki tysięcy kibiców ściągały tutaj oglądać sukcesy Warty Poznań i reprezentacji Polski. W 1972 roku na meczu gościnnie występującego Kolejorza padł rekord Polski, a niewykluczone, że także Europy w frekwencji na spotkaniu drugoligowym – 60 tysięcy osób. W 1974 roku zorganizowano tu centralne dożynki, jedną ze sztandarowych imprez masowych Polski „ludowej”. Po 1989 roku dawny stadion miejski, którego imię zmieniono z 22 Lipca na zasłużonego dla Warty Poznań Edmunda Szyca, podupadł i stopniowo zmieniał się w zachwaszczoną ruinę. Do dziś nie rozstrzygnięto o jego przyszłości.

Kamienicę przy ulicy Górna Wilda 95 można zaliczyć do tych bardziej reprezentacyjnych, choć dość oszczędnie udekorowanych. Fot. Ł. Gdak
W jednej z nisz kamienicznej fasady ukryta jest figura świętego Walentego. Fot. Ł. Gdak

Święty Walenty z Górnej Wildy – (Nie)fasadowe uczucie

Właściciele kamienic czynszowych, których wiele powstało zarówno na Wildzie, jak i w innych częściach miasta, starali się wyróżnić na tle sąsiadów. Jednym ze sposobów na wybicie się z szeregu „miejskich wypełniaczy” było zlecenie projektu budynku znanemu architektowi, który potrafił odwołać się z jednej strony do klasycznych kanonów sztuki budowlanej, z drugiej zaś do najnowszych mód z dziedziny architektury. Mnogość stylów i odwołań powodowała, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Ograniczeniem były „jedynie” posiadane fundusze. Właściciele najbardziej okazałych domów mogli pozwolić sobie na upiększanie fasad licznymi, nieraz wymyślnymi i indywidualnie dobranymi, detalami. Ci mniej majętni mogli skorzystać z oferty przedsiębiorstw produkujących sztukaterię dla bardziej masowego odbiorcy. Kamienicę przy ulicy Górna Wilda 95 można zaliczyć do tych bardziej reprezentacyjnych, choć dość oszczędnie udekorowanych. Tym, co niewątpliwie wyróżnia ten budynek, jest ukryta w jednej z nisz fasady figura świętego Walentego. Nieznane są powody pojawienia się akurat tej postaci w wildeckiej przestrzeni. Możliwe, że zadecydował o tym wiara właścicieli w moc świętego, którego ,zanim stał się popularnym patronem zakochanych, uważano za skutecznego obrońcę przed ciężkimi chorobami.

Budynek szkolny został zaprojektowany według nowoczesnych standardów. Fot. Muzeum Historii Miasta Poznania

Szkoła na Prądzynie - nauka w pawilonach

W początkach XX wieku pruscy urzędnicy, planując budowę nowych szkół, coraz śmielej spoglądali w kierunku nowoczesnych wzorców edukacyjnych. Dotychczasowy paradygmat, zgodnie z którym obiekty szkolne przypominały kształtem budynki koszarowe, zastąpiły dążenia do zapewnienia uczniom bardziej przyjaznej przestrzeni. Pierwszą szkołę „pawilonową” zrealizowano na Łazarzu. Jednak niedługo po niej, w 1913 roku, powstał wildecki kompleks przy ulicy Prądzyńskiego. Dzięki przemyślanemu układowi pomieszczeń sale lekcyjne były właściwie doświetlone i wentylowane, a także łatwiej było je ogrzać. Przestrzeń między pawilonami została urządzona w ten sposób, by pomieściła możliwie dużą ilość zieleni. Wprawne oko wypatrzy na elewacjach szkoły pewną sztuczkę – choć neorenesansowy kompleks wydaje się pochodzić z dużo dawniejszych czasów, przy jego budowie użyto niezwykle nowoczesnego wówczas betonu sprężonego. Co ciekawe, materiału tego użyto tu nie tylko w celach konstrukcyjnych, ale i dekoracyjnych.

Budowę szkoły zakończono w 1915 roku. Fot. Ł. Gdak
Potężny gmach szkoły łączy w sobie elementy stylu barokowego i klasycystycznego. Fot. Biblioteka Uniwersytecka

Szkoła na Różanej – potęga wiedzy

Wśród zabudowań wznoszących się nad obszarem styku północnej część Wildy z centrum wyróżnia się potężny budynek dawnej pruskiej szkoły średniej (Mittelschule), którego budowę ukończono w 1915 roku. W założeniu miały to być dwie oddzielne placówki: dla dziewcząt oraz chłopców. Projekt zakładał również połączenie w jeden harmonijny kompleks części szkolnej z budynkiem mieszkalnym. Tak się jednak nie stało, zapewne z powodu wybuchu I wojny światowej. Wybudowano jedynie gmach szkoły, łączący w sobie elementy stylu barokowego i klasycystycznego, salę gimnastyczną oraz domek woźnego. Projektanci szkoły, którymi byli miejscy urzędnicy budowlani, dążyli do tego, by nadać jej malowniczego charakteru, co im się zasadniczo udało. Uczęszczające do mieszczącej się tu dziś szkoły podstawowej dzieci mogą rozpoznać, w umieszczonych na fasadzie budynku płaskorzeźbach, bohaterów popularnych bajek, m.in. Czerwonego Kapturka oraz Jasia i Małgosi.

Pierwszymi gospodyniami kompleksu szpitalnego były siostry sercanki. Fot. Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków
Obecnie w kompleksie mieści się klinika ortopedyczna Uniwersytetu Medycznego. Fot. Biblioteka Uniwersytecka UAM

Szpital Ortopedyczny - u Sercanek i Garczyńskiego

Gdy w 1871 roku przy dzisiejszej ulicy 28 Czerwca stanął klasztor sióstr sercanek, wokół rozciągały się pola, z których zdawały się wyrastać strzeliste neogotyckie gmachy. W takich okolicznościach przyrody postanowiły urządzić swój dom zakonny z kaplicą i szkołą dla dziewcząt wyspecjalizowane w szkolnictwie żeńskim siostry sercanki. Czas był jednak niesprzyjający – machina Kulturkampfu spowodowała, że zaledwie dwa lata później musiały opuścić Poznań. Kompleks budynków dzięki funduszom właściciela ziemskiego, Tadeusza von Rautenberg-Garczyńskiego, przekształcono w Zakład Dobroczynności jego imienia. Pomagano tutaj osobom starszym, samotnym i dotkniętym niepełnosprawnościami, w większość pochodzącym z wyższych sfer. Od 1920 w budynkach funkcjonowała uniwersytecka klinika ortopedyczna, po wojnie kierowana przez słynnego lekarza – Wiktora Degę, a dziś nosząca jego imię. Niestety w następstwie zniszczeń wojennych i szybkiej odbudowy dawny kompleks klasztorny stracił wiele ze swego pierwotnego uroku.

O przeszłości miejsca egzekucji przypomina stojący w pobliżu krzyż. Fot. Ł. Gdak
Od lat krzyż jest charakterystycznym miejscem Wildy. Fot. Muzeum Historii Miasta Poznania
O przeszłości tego miejsca wspomina historyczna przydrożna kapliczka. Fot. Muzeum Historii Miasta Poznania
Od wildeckiego krzyża nazwę swoją wzięła pobliska ulica Krzyżowa. Fot. Biblioteka Uniwersytecka UAM

Szubienica miejska - ostatni przystanek

Choć część wyroków w dawnym Poznaniu wykonywano w samym sercu miasta, pod pręgierzem, to miejsce wykonywania kary głównej (czyli egzekucji) znajdowało się zawsze poza jego murami. Początkowo nad Wartą, na wschód od miasta, a od XVI wieku przy dzisiejszej Dolnej Wildzie (niedaleko ulic Krzyżowej i Chłapowskiego). Solidna drewniano-murowana szubienica była używana do egzekucji aż do połowy XIX wieku. W tym czasie nieraz ją przebudowywano, a pod koniec XVIII wieku posłużyła nawet stacjonującym w mieście rosyjskim żołnierzom jako materiał do budowy kuchni polowej. Wieszanie skazańców odbywało się publicznie, na oczach zgromadzonego tłumu. Okolice nadwarciańskiej skarpy odgrywały przy tym rolę naturalnego amfiteatru dla obserwatorów. Dziś w okolicy znajduje się kapliczka oraz krzyż które według niektórych lokalnych przekazów łączą się z krwawą przeszłością miejsca.

Targowisko najlepsze lata działalności ma już za sobą. Fot. Ł. Gdak

Targowisko przy Bema - sentyment lat 90.

Trudno chyba o bardziej jaskrawe wspomnienie z lat 90. XX wieku. Gdy w szybkim tempie w niepamięć odchodziły sięgające poprzedniej epoki domy towarowe i „blaszaki”, a podmiejskie hale i śródmiejskie tzw. galerie handlowe jeszcze nie zaczęły powstawać, rzesze mieszkańców kupowały na targowiskach. Poznański odpowiednik bazaru na Stadionie Dziesięciolecia mieścił się przy ówczesnej ulicy Bema (obecna Droga Dębińska). Przez lata „na Bema” kupić można było niemal wszystko: od mebli, dywanów i wyposażenia domu poprzez najróżniejszą odzież, obuwie, pirackie nośniki z muzyką, filmami czy grami komputerowymi, po – jak głosiły miejskie legendy – rozmaite nielegalne towary. Prawie publiczne zimowe przymierzanie spodni „na kartonie” to niezbyt przyjemne wspomnienie z tego miejsca niejednego poznaniaka. Choć dziś targowisko wspominane jest z sentymentem, trudno uniknąć wrażenia, że jego funkcjonowanie negatywnie wpływa na wildecki fragment południowego klina zieleni.